piątek, 27 lipca 2012

One shot. I'm not your enemy, Frank.


                -Grace! –Krzyknąłem po raz setny. Nadal bez rezultatu. Byłem zdruzgotany. Już miesiąc czekam, aż Korse zwróci mi moje małe szczęście.
                Gracie nie była moją córką. Była moją kuzynką, jednak ze względu na dzielącą nas różnicę wieku, czasem zdarzało mi się zachować przy niej jak typowy ojciec. Nic więc dziwnego, że kiedy Korse ją uprowadził, podjąłem wszelkie działania, by odnaleźć jego kryjówkę i odbić Gracie. Jeszcze nigdy za nikim nie zdarzyło mi się tęsknić tak bardzo, jak teraz.
                -Poison, nie znajdziesz jej tu. To pustynia, na której jest tylko piasek i nic więcej. Wrócimy do kwatery i powiemy doktorkowi, żeby puścił przez radio informację o jej zaginięciu. Sami niczego nie zdziałamy, a ze wsparciem będzie nam łatwiej.
                -Zamknij się! Nie wiesz, jak to jest stracić kogoś, na kim ci zależy. Nie wiesz, jak to jest, gdy za wszelką cenę próbujesz tą osobę odnaleźć, ale nic z tego nie wychodzi. Przyznaj, że uczucie bólu, tęsknoty i bezsilności jest ci zupełnie obce.
                W lewej ręce poczułem dziwny przeszywający ból. Nie chciałem nikomu tego okazywać, więc z trudem przetrzymałem te cierpienia. Jednocześnie cichy głosik ukryty gdzieś w zakamarkach mojego umysłu podpowiadał mi, że tym razem przegiąłem. Zignorowałem ostrzeżenie.
                Nie znaliśmy się z resztą ekipy, bo i po co? Nie znaliśmy nawet swoich imion. Im w zupełności wystarczyło wiedzieć, że jestem wybuchowy i czasem nie potrafię się zahamować. Zdążyli już przyzwyczaić się do tego. Tak mi się przynajmniej zdawało.
                Nagle Fun Ghoul zareagował inaczej, niż się tego spodziewałem. Podobno miał charakter nieco zbliżony do mojego, więc sądziłem, że wymierzy mi solidnego policzka. Tymczasem on zapatrzył się na mnie, a gdy tylko otrząsnął się z usłyszanych ode mnie słów, po prostu odwrócił się i odszedł w przeciwnym kierunku.
                -Huh… nie sądziłem, że kilka słów prawdy potrafi trafić z taką siłą do kogoś jego pokroju. Przynajmniej choć na chwilę przestanie pieprzyć głupoty.
                -Tobie też by się to przydało.
                -Słucham?! –Zdziwiło mnie, gdy Jet Star zabrał głos w tej sprawie. Przeważnie siedział z boku i był cicho.
                -Nie wiesz, co przeszedł w życiu. Człowiek chce jak najlepiej pomóc, wychodzi do ciebie z sercem niemalże na dłoni, a tobie jeszcze źle. O co ci chodzi, bo doprawdy nie jestem w stanie tego pojąć.
                -O czym ty mówisz? – Zapytałem zaskoczony. Nagle sprawy nabrały zupełnie innego biegu.
                -O tym, że Fun to mój przyjaciel. Znamy się od zawsze i w przeciwieństwie do ciebie wiem, że kilka lat temu urodziła mu się córka. Była wcześniakiem i ze względu na źle rozwiniętą lewą nerkę groziła jej śmierć. Zdecydował się oddać jej swoją. To miało uratować jej życie. Z początku tak właśnie było. Do czasu, gdy Jane nie poszła do szkoły. Już pierwszego dnia zadzwonili do niego, że mała zasłabła i ma przyjechać do szkoły odebrać dziecko. Tak zrobił, jednak gdy prowadził ją do domu, Jane nagle upadła. Ghoul podniósł ją i próbował ją ratować. Ale ona po prostu przestała oddychać i zmarła, leżąc mu w ramionach. I ty po tym wszystkim śmiesz mówić mu, że on nie wie co to ból, tęsknota, smutek i bezsilność?! Jeśli tak bardzo lubisz mówić o prawdzie, to zapewne lubisz też o niej słuchać. A brzmi ona tak, że jesteś jedynie nic nie wartym egoistą i ostatnim debilem, któremu takie pojęcia jak rodzina i troska o ukochaną osobę są zupełnie obce. Trafił tu, bo dla niego życie na tamtym świecie się skończyło. Nie widział sensu, by dalej tam istnieć, bo nie miał dla kogo. A ty czemu tu trafiłeś? Wiesz co, powiem ci dlaczego. Bo tylko taki frajer jak ty chce tu być z własnej woli nie mając ku temu konkretnego powodu.
                -Jet, skąd miałem wiedzieć, co mu się przydarzyło i dlaczego tu trafił? Czy ja jestem jakimś jasnowidzem? Nie chciałem niczym go urazić, o niczym nie miałem pojęcia.
                -Nie mówię, że od razu masz wszystkich znać od podszewki, bo tak się nie da. Ale mógłbyś czasem użyć tego narządu, który znajduje się wewnątrz twojej czaszki i nazywa się mózgiem.
                Zatkał mnie. Totalnie zbił mnie z tropu. Czy ja naprawdę byłem taki głupi? Nie, nie byłem. Jestem taki głupi. Jet Star miał zupełną rację. Nie muszę być jasnowidzem, by od czasu do czasu trzymać język za zębami.
                Poczułem, jak do głowy ze wszystkich stron napływają mi wyrzuty sumienia. Czułem, jak jest mi przykro z tego, co powiedziałem Ghoulowi. Mój obecny problem polegał na tym, że nie miałem kompletnego pojęcia, jak mógłbym to teraz w jakikolwiek sposób odkręcić. Jak widać same chęci się nie liczyły. Jak w ogóle mogłem porównać porwanie Gracie do śmierci Jane? To, że dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie w żadnym wypadku mnie nie usprawiedliwia.
                Zostawiłem Stara i Kobrę na tym pustkowiu w towarzystwie naszego samochodu. Potrzebowałem solidnie przemyśleć sobie całą sytuację jeszcze raz od nowa.
                Szedłem tak przez pustynię w nieznanym mi kierunku. Piasek był tak gorący, że jego wysoką temperaturę czułem nawet przez grube podeszwy moich butów. Jet miał rację. Zachowałem się jak skończony frajer. Kiedy tak krążyłem po tym odludziu, w oddali zauważyłem kształt przypominający sylwetkę człowieka. Jednak byłem zbyt daleko, by móc rozpoznać, kim jest owa postać. Postanowiłem podejść bliżej niej. Nie wiem, kto to był, ale miałem nadzieję, że będzie mógł coś mi poradzić.
                -Mogę się dosiąść? Strasznie namieszałem i potrzebuję pomocy. Chcę wszystko jakoś odkręcić, ale nie wiem jak – już miałem usiąść obok nieznanego mi mężczyzny, gdy ten odezwał się do mnie.
                -Zjeżdżaj. Nie mam najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, a już tym bardziej z tobą.
                Rozpoznałem ten głos. Należał do Fun Ghoula. Nie wiem, czy natrafiłem na niego w odpowiednim miejscu i w odpowiedniej chwili. Jednocześnie nie chciałem być zbyt natarczywy i nachalny, ale coś mi mówiło, że wycofanie się nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Postanowiłem zaryzykować, bo i tak nie miałem już nic więcej do stracenia.
                -Posłuchaj mnie przez chwilę.
                -Nie! Nie rozumiesz prostego słowa, że nie chcę?! Że nie mam na to ochoty?! Zresztą, chyba już wystarczająco się nagadałeś. Jeszcze ci mało?
                -Zamknij się przez chwilę i posłuchaj mnie! Jet Star powiedział mi o wszystkim. Dlaczego zdecydowałeś się trafić właśnie tutaj. Powiedział mi o Jane, twojej córce. Przepraszam. Nie miałem o tym pojęcia. Gdybym wiedział wcześniej, nie ośmielałbym się porównywać porwania Gracie do śmierci Jane. Jest jeszcze szansa, że Gracie jeszcze żyje a Jane… no, sam rozumiesz, jak to wygląda. I przepraszam, że powiedziałem ci tyle okropnych słów. Sam nie wiem, co mnie napadło. Może tęsknota za nią, bo czasem zdarza mi się traktować ją jak córkę, ale wiem, że to nie to samo, co było z tobą i Jane. Przepraszam cię. Chciałeś mi pomóc, ale ja odrzuciłem twoją propozycję, choć nie powinienem. Naprawdę przepraszam, jest mi teraz strasznie głupio.
                Fun nie odezwał się do mnie ani słowem. Nie wiem, czy w ogóle słuchał tego, co do niego mówiłem. Z jednej strony nie dziwiłbym mu się, gdyby puścił te słowa mimochodem. Przysunąłem się nieco bliżej niego i pomimo jego bardzo widocznej niechęci do mnie, objąłem go ramieniem. Kiedy po chwili zrozumiał, że moje wygłoszone przed chwilą wyznanie było prawdziwe, odwzajemnił mój gest.
                -Poison, ja sam powinienem cię przeprosić i powiedzieć prawdę. Zareagowałem tak, bo wszystkie złe wspomnienia zaczęły do mnie wracać. A było już tak dobrze, bo nareszcie zaczynałem o tym zapominać. Zresztą, nieważne. Niepotrzebnie zadręczam cię moimi problemami, bo pewnie i tak nie szczególnie cię to interesuje.
                -Chętnie posłucham całej historii. Nie wiem, jak odkręcę teraz to wszystko. Choć mam nadzieję, że dasz mi jeszcze jedną szansę. Pamiętaj, nie jestem twoim wrogiem, Frank.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz