-Gee?
Gee, wstawaj. Już późno.
-Co?
Która godzina? –Przeciągnąłem się leżąc na miękkiej pościeli. Oczy nadal miałem
zamknięte i póki co nie miałem najmniejszego zamiaru ich otwierać. Byłem
potwornie leniwy.
-Nie
wiem, chyba coś koło południa.
-No i co?
Spieszy ci się gdzieś? Jesteśmy sami w domu, bo Mikey wyszedł dziś na uczelnię.
-A
Alicia?
-Pewnie
też wyszła. Szczerze mówiąc, nie interesuje mnie, gdzie się teraz podziewa.
Lyn-Z
obdarzyła mnie jednym ze swych pięknych uśmiechów, podczas gdy ja wciąż
leżałem, a ona obmyślała plan jak się ogarnąć. Nigdy nie sądziłem, że rozmowa
może tak bardzo zbliżyć do siebie dwóch zupełnie nieznanych sobie ludzi.
Przynajmniej z każdą chwilą nabierałem większej pewności, że to właśnie z nią
chcę spędzić resztę swojego życia. Dziewczyna wstała z łóżka, chcąc zapewne
wyjść do łazienki, bo właśnie w tamtym kierunku zmierzała. Pociągnąłem ją za
rękę i przyciągnąłem do siebie tak, by położyła się na mnie całym ciężarem
swego ciała. Swoją drogą, była zadziwiająco lekka.
-Jesteś
w moim pokoju, gdzie panują moje zasady. Więc nigdzie stąd nie wyjdziesz,
dopóki nie dostaniesz wyraźnego pozwolenia z mojej strony, zrozumiano?
–Musnąłem jej wilgotne wargi swoimi i wróciłem do podziwiania jej wesołych
oczu.
Zrozumiano.
–Odparła i odwzajemniła pocałunek.
Właśnie
tak zaczęła się nasza poranna rozgrzewka przed kolejnym dniem. Obdarowywałem
jej szyję kolejnymi pocałunkami, podczas gdy ona wplatała swe smukłe palce w
moje włosy. Schodziłem coraz niżej i niżej, trzymając ręce na jej szczupłych
biodrach. Byłem pod wrażeniem jej zwinności. Przez cały ten czas leżała na mnie
i wiła się w najróżniejszych pozycjach. Wzdychałem lekko, gdy ręką zaczęła
schodzić do mojej męskości.
Podnieśliśmy
się i bez większego namysłu pozbawiłem jej mojej koszulki, w której spała, a następnie
bielizny. Brunetka niewiele myśląc zrobiła ze mną to samo. Z impetem padliśmy na
łóżko. Jak dzikie zwierzęta domagaliśmy się swych ciał. Odgarnąłem z jej twarzy
kilka czarnych kosmyków, bym mógł zajrzeć w jej pełne euforii i podniecenia
spojrzenie. Gdy tylko to zrobiłem, uśmiechnęła się do mnie zawadiacko i
nachyliła się. Kilka razy musnęła ustami moją twarz, po czym szepnęła mi do
ucha:
-Nie
bądź taki nieśmiały. Pokaż, na co cię stać.
Te
słowa zadziałały na mnie jak rozkaz generała. Obróciliśmy się tak, by teraz to
ona leżała na plecach. W zupełnym negliżu wyglądała jak grecka bogini Afrodyta.
Jej szczupłe ciało pokryte różnobarwnymi rysunkami było tak idealne, że
przyprawiało mnie o zawrót głowy. Raz po raz przekrzykiwaliśmy się jękami i
okrzykami podniecenia. Również głośno wypowiadaliśmy swoje imiona i inne
pieszczotliwe słowa. Po chwili podniosłem się do pozycji siedzącej, po czym
moja kochanka zrobiła dokładnie to samo. Usiadła mi na kolanach i oparła się o
mój tors, tym samym przypierając mnie do ściany. Powoli i zmysłowo zaczęła
pieścić moje przyrodzenie. Czułem, jak krew uderza mi do członka, jak staje się
twardy i sztywnieje. Wtedy też popatrzyliśmy sobie w oczy, uśmiechnęliśmy się
do siebie i już wiedziałem, że to ten moment. Przyciągnąłem ją bliżej swojego
ciała. Uniosłem ją lekko ku górze i szybkim ruchem wszedłem w nią. Położyłem
ręce na jej biodrach, podczas gdy jędrne pośladki Lyn-Z z impetem uderzały o
moje uda, sprawiając mi tym niemałą przyjemność. Byłem w siódmym niebie.
Czułem, jak poruszałem się w niej chyba we wszystkie możliwe kierunki,
doprowadzając ją tym samym do istnego obłędu. Z każdą chwilą coraz bardziej
zatapiałem się w jej ciele. Z każdym kolejnym pchnięciem czułem wszystkie
dreszcze, jakie przechodziły przez jej ciało. Zorientowałem się, że za chwilę
to będzie koniec i nadejdzie kres naszemu rozkosznemu upojeniu. Z dużą
niechęcią przywitałem się z tą okrutną prawdą. Nadeszła chwila, w której oboje
szczytowaliśmy, a wtedy oboje krzyknęliśmy z podniecenia i z mojego penisa
wypłynęła lepka substancja mlecznej barwy.
Delikatnie
odsunąłem się od rozgrzanego ciała kochanki, by móc choć na chwilę odsapnąć.
Gdy wreszcie oboje zaczerpnęliśmy trochę tchu, ponownie ująłem dłońmi jej twarz
i jeszcze raz pocałowałem.
-Może
wyskoczymy na miasto i razem zjemy jakiś lunch? – Zaproponowała. Przyznam, że
ta propozycja wydała mi się bardzo interesująca.
-Chętnie.
Ale tylko we dwoje – odparłem i złożyłem delikatny pocałunek na jej czele. –A
teraz pozwól, że wyjdę do łazienki i postaram szybko się ogarnąć.
Wstałem
z łóżka i w pośpiechu chwytając rzucone na krześle ciuchy i wyszedłem do
łazienki. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i zorientowałem się, że nie wziąłem
ze sobą żadnej świeżej koszulki, czy nawet bluzy. Już miałem wrócić się i
przeszukać szafę w poszukiwaniu jakiegoś ciuchu, gdy nagle usłyszałem, że
dzwoni telefon. Po cichu podszedłem do drzwi, by podsłuchać rozmowę ukochanej.
-Tak,
słucham? Uspokój się, dobrze? Nie jestem twoją własnością, więc robiąc przerwę
w trasie mogę iść gdzie chcę, z kim chcę i nocować u kogo chcę. Niech to
wreszcie do ciebie dotrze! Męczysz mnie takimi telefonami już od kilku
miesięcy, ale zrozum, że z mojej strony nie masz co liczyć na nic więcej prócz
przyjaźni, choć i to pozwoli zaczynasz tracić.
Powoli
wyszedłem z łazienki udając, że o niczym nie wiem. Na początek podszedłem do
szafy szukając jakiejś koszulki. Po chwili odwróciłem głowę w stronę ukochanej
i zauważyłem, jak po jej policzkach płyną słone łzy.
-Kochanie,
kto dzwonił?
-To
Jimmy. Znów robi mi wyrzuty, bo spędziłam noc w innym miejscu niż nasz van.
Gerard, ja już mam tego dosyć. Wiem, że on się we mnie podkochuje, ale to
zaczyna przekraczać granice zdrowego rozsądku. Czasem nie mogę wyjść nawet do
toalety, bo zaraz zaczyna się przesłuchanie typu: gdzie, z kim, po co,
dlaczego? Co ja mam robić? –Wybuchła płaczem i podbiegła do mnie tuląc się w
moje ramiona. Byłem zaskoczony jej wyznaniem. To znaczy domyślałem się, że
między nimi jest coś na rzeczy, i że Lyn-Z raczej tego nie odwzajemnia. Ale nie
spodziewałem się, że ta sprawa jest aż tak poważna. Otarłem jej łzy i lekko
uniosłem jej głowę ku górze, łapiąc za podbródek.
-Nie
możesz się poddać i ulec mu. Musisz jak najszybciej powiedzieć mu o wszystkim i
ewentualnie zagrozić, że jeśli to się skończysz, pójdziesz na policję i
posądzisz go o napastowanie. Myślałaś też nad odejściem z zespołu?
-Tak,
rozważałam takie wyjście. Ale jeśli to zrobię, to skąd wezmę pieniądze na
utrzymanie i gdzie będę mieszkać? Nie mam żadnego wykształcenia, bo z miłości
do muzyki rzuciłam studia na drugim roku psychologii. Nikt nie przyjmie takiej
basistki jak ja z niezbyt interesującą przeszłością. Moja praca jest możliwa
jedynie w show – biznesie.
-Więc
odejdź z zespołu i zamieszkaj u mnie.
-A co z
pracą? Pieniędzmi? Nie mogę wiecznie być na czyimś utrzymaniu. Muszę w końcu
się usamodzielnić i zacząć być niezależną.
-O to
się nie martw, poradzimy sobie. A teraz zbieraj się, bo jest już późno i
przydałoby się wreszcie coś zjeść.
-Gee?
-Tak?
-Kocham
cię.
-Ja
ciebie też, kotku.
Kiedy
najedzeni wróciliśmy do domu, na dworze było już ciemno i powoli zaczynały
nadchodzić chłodne i długie wieczory. W środku natknęliśmy się na Michaela i
Alicię, którzy siedząc na kanapie oglądali jakąś marną komedię romantyczną.
-Gee,
jeśli mam się przeprowadzić do ciebie, to musiałabym pojechać po swoje rzeczy.
Pojedziesz tam ze mną? Trochę boję się jechać tam sama, szczególnie jeśli mam
im powiedzieć, że odchodzę.
-Jasne,
weźmiemy ze sobą Michaela, bo spośród naszej dwójki tylko on ma prawo jazdy i
przeważnie jest na mnie skazany, gdy chcę gdzieś jechać. Poczekaj tu chwile,
zaraz to załatwię. Mikey! Nie ociągaj się i chodź tu na chwilę.
-Uhh….
Czego znowu ode mnie chcesz? Nie wystarczy ci, że dziś rano siłą wygoniłeś mnie
na uczelnię? I wiesz, zdziwię cię, ale pamiętają tam jak wyglądam i jak mam na
imię.
-To
fajnie, ale nie o to mi chodzi. Potrzebujemy podwózki, znaczy się ja i Lyn-Z.
Musimy zabrać stamtąd jej rzeczy.
-Stamtąd,
to znaczy skąd i gdzie chcecie je zawieść? Jeśli mam wykonywać jakiekolwiek
usługi, muszę znać dokładne szczegóły.
-Najpierw
pojedziemy do ich vana, gdzie Lyn-Z ma wszystkie swoje rzeczy. Tam załatwimy z
nimy pewną bardzo ważną sprawę i przywieziemy wszystko tutaj. A tak, nie
zdążyliśmy wam jeszcze o tym powiedzieć. Al., od teraz nie jesteś skazana
wyłącznie na męskie towarzystwo. Lyn-Z wprowadza się do nas.
-Jak to
wprowadza się? Tutaj? –Zapytała zaskoczona.
-Masz
coś przeciwko?
-Nie,
to Ne o to chodzi. Jestem raczej zdziwiona. Chwila, czy to znaczy, że wy…
-Tak,
jesteśmy parą. Jeszcze jakieś pytania? Wybacz, ale trochę nam się spieszy.
-Ok., w
takim razie jedźcie. Mikey, tylko bądź ostrożny i wróćcie szybko. Trzeba oblać
wasz nowy związek i nową lokatorkę – oświadczyła na koniec z nieukrywaną
radością, po czym we trójkę wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę Regent
Street, gdzie dziś miało skończyć się prześladowanie mojej ukochanej.
Przyznam,
że troska o kogoś innego prócz siebie, na kim naprawdę ci zależy i czujesz, że
ta osoba jest dla ciebie wszystkim, to naprawdę wspaniałe uczucie. Jeszcze
nigdy nie miałem okazji go doświadczyć. To chyba nawet dobrze, bo kto wie, z
kim spędzałbym teraz czas? Lyn-Z to wspaniała kobieta, dla której gotów jestem
zrobić dosłownie wszystko, o tylko ona mi każe. Kiedyś koniecznie musze
podziękować mojemu bratu i jego dziewczynie. Szczególnie Alicii. Gdyby nie ona
i jej pomysł, by zabrać mnie na koncert tej kapeli, zapewne nigdy nie poznałbym
Lyn-Z, nie tworzyłbym z nią wspaniałego związku i nie myślałbym teraz o naszej
wspólnej przyszłości, jaką oboje planujemy.
Muszę
też przyznać, że nawet nie potrzebuję iść na żaden odwyk narkotykowy czy
alkoholowy. Dlaczego? Cóż, to banalnie proste. Odkąd jestem z moją czarną
pięknością, jeszcze ani razu nie zdarzyło mi się napić wódki czy sięgnąć po
narkotyki. Jestem zbyt pochłonięty spędzaniem czasu z niż, niż marnowanie go na
wdychanie jakiegoś białego proszku. Koniecznie musze o tym powiedzieć Frankowi,
ponieważ nadal ma jego pieniądze, które miały iść na odwyk, a w efekcie wydałem
je na Lyn-Z. Podsumowując, miłość to najlepszy narkotyk i nie mam zamiaru z
niego rezygnować.