Było mi
przy niej tak piekielnie dobrze. Nie potrafiłem odnaleźć odpowiednich słów, by
opisać mój odpowiedni stan. Prawdopodobnie dlatego, że takie określenia po
prostu nie istniały.
Dziewczyna
usiadła mi okrakiem na kolanach. Włożyłem ręce pod jej bluzkę, by móc bardziej
przyciągnąć ją do siebie, a ona wplatała swe dłonie w moje czarne włosy.
Całowaliśmy się z taką zachłannością, jakby za chwilę miał nastąpić koniec
świata. Pragnąłem tylko jednego. By ta chwila trwała wiecznie i nigdy się nie
skończyła. Nareszcie znalazłem kogoś podobnego do mnie, kto przeszedł w życiu
to samo, co ja i potrafi mnie zrozumieć. Już wiedziałem, ile ta kobieta dla
mnie znaczy, choć tak naprawdę nie wiedziałem o niej zupełnie nic. Jednak to
nie był dla mnie problem.
Obudziłem
się rano z potwornym bólem głowy, któremu towarzyszył kac. Żałowałem, bo
obecnie nie pamiętałem zupełnie nic z wczorajszej nocy. Może, gdy dam radę
trochę się już ogarnąć, jakieś wspomnienia jednak do mnie powrócą.
Jak już
wcześniej wspomniałem, miałem strasznego kaca. To dziwne, bo nie przypominam
sobie, żebyśmy pili jakikolwiek alkohol. Ręką wymacałem komórkę na mojej szafce
nocnej. Zegarek wskazywał dokładnie 13:26. Jakie szczęście, ominęło mnie
śniadanie. Dziś jest kolejny dzień, gdy w kuchni urzęduje mój młodszy brat
Michael. Nawet jego dziewczyna nie przeżyje tylu dni żywiąc się jedynie jego
tostami. Ten idiota nie potrafi wyhodować nic innego.
Wstałem
z łóżka i podszedłem do szafy. Dziś postanowiłem założyć czarną koszulkę z
krótkim rękawem, do tego zwykłe czarne spodnie i jakaś koszula. Chwyciłem za
zeszyt i zszedłem na dół, gdzie panowała idealna cisza. Bez większego namysłu
podążyłem w stronę kuchni, gdzie zaparzyłem sobie świeżą kawę. Usiadłem pod
ścianą, jak zwykłem to robić i zacząłem przeglądać kartki.
Pamiętałem,
że gdy Lyn-Z go przeglądała, wzięła długopis i coś w nim zapisała. Nie mogłem
znaleźć jej notatek. Upiłem łyk gorącego napoju z kubka, po czym o mały włos go
nie wyplułem. Jak się okazało, stworzonym przez nią zapiskiem był jej numer
telefonu z adnotacją „zadzwoń szybko”. Nie czekałem ani chwili dłużej. Jeszcze
raz sprawdziłem godzinę na zegarku i zadzwoniłem pod zapisany adres. Moją
jedyną nadzieją było, by jak najszybciej odebrała telefon. Te durne dźwięki,
gdy czekasz na połączenie doprowadzały mnie do szału.
-Słucham?
–Nagle w słuchawce odezwał się zbawienny głos. Nie wierzyłem, że odebrała.
Byłem tak podniecony, jak dziecko, które dostaje na urodziny wymarzony prezent.
Zupełnie mnie zatkało. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, więc ze zdenerwowania
chyba nawet zacząłem się jąkać.
-Lyn…
Lyn-Z? Tu Gerard, pamiętasz? Zapisałaś mi wczoraj swój numer w moim notatniku.
-Gerard?
A tak, pamiętam. Cieszę się, że dzwonisz.
-Pomyślałem,
że moglibyśmy się dziś umówić. Oczywiście jeśli masz czas i ochotę.
-Chętnie
gdzieś wyjdę. Musze trochę odpocząć od zespołu. Możemy spotkać się w tym parku
niedaleko centrum?
-Jasne.
Pasuje ci 16?
-Jak
najbardziej. W takim razie do zobaczenia, kochanie.
Rozłączyła
się. Może to i lepiej, bo zszokowała mnie ostatnimi słowami. „Do zobaczenia,
KOCHANIE”? To nie mogła być prawda. Poznaliśmy się dopiero wczoraj. Fakt, że
spędziliśmy ze sobą dosyć dużo czasu i zdążyliśmy już dobrze się poznać, ale żeby
mówić do siebie „kochanie”? Nie ukrywam, obdarzałem ją pewnym uczuciem, które
sądzę, że było prawdziwe. Ale nie spodziewałem się, że to zadziała w dwie
strony.
Wstałem
z podłogi i ruszyłem do łazienki. Nie chciałem jej w żaden sposób zawieść, więc
postanowiłem trochę się uszykować. Na początek zacząłem od umycie włosów. Niby
robiłem to jakieś 2 dni temu, ale teraz też nie zaszkodzi. Ubrań nie będę
zmieniał. Chyba dobrze wyglądam w tym, co teraz. Może nałożę na twarz nieco
podkładu, trochę czarnej kredki i nic więcej.
Wyszedłem
z łazienki i poszedłem do pokoju. Zegarek wskazywał 15:00. Sądząc, że samo
dojście na miejsce zajmie mi jakieś 40 minut, pozostało mi zaledwie 20 minut na
dalsze przygotowania. Pomyślałem, że głupio byłoby iść na spotkanie z pustymi
rękoma. Ale co mógłbym kupić tej kobiecie jak Lyn-Z? Była ostrą, ale
jednocześnie słodką laską. Kwiaty automatycznie odpadały. Hmm… może jakiś
pluszak? Kompletnie nie znam się płci przeciwnej. Do kolejny dowód na mej
liście świadczący o poziomie zawartego we mnie idiotyzmu.
10
minut. Ostatecznie zdecydowałem się na pluszaka. Na moje szczęście sklep z
takimi zabawkami był tuż za rogiem, więc nie miałem daleko. Do ostatecznego
wyjścia również nie zostało mi zbyt wiele czasu, więc od razu chwyciłem za
torbę i podążyłem do przedpokoju. Założyłem trampki, wziąłem kurtkę i nie
zostawiając Michaelowi żadnej wiadomości, po prostu wyszedłem z domu.
W
sklepie mieli bardzo duży wybór pluszowych Przytulanek. Jak już wspomniałem,
nie znam się na takich rzeczach i trudno było mi wybrać coś odpowiedniego.
Stałem przed półką jak ostatni debil i tępo wpatrywałem się w zabawki.
-Czy
mogę panu w czymś pomóc? –Usłyszałem miły głos ekspedientki. Odwróciłem głowę w
jej kierunku i uśmiechnąłem się lekko.
-Chciałabym
kupić coś dla dziewczyny, ale nie potrafię nic wybrać. Może pani coś wybierze?
-Z miłą
chęcią. Jaka jest pana wybranka?
Jaka
jest moja „wybranka”? niby nie jest to trudne zadanie, ale w chwili obecnej nie
potrafiłem znaleźć odpowiednich słów na opisanie jej charakteru. Po raz
pierwszy od niepamiętnych mi już czasów musiałem na nowo wytężyć mój w
większości martwy już umysł.
-Jaka
ona jest… miła, pogodna, ma przepiękny uśmiech. Jest drapieżna i ostra, ale
jednocześnie łagodna i słodka. Rozumie pani o co mi chodzi?
-Oczywiście.
–Ekspedientka odwzajemniła mój wcześniejszy uśmiech i rozejrzała się po
półkach. Po chwili sięgnęła misia, który niby wyglądał jak wszystkie inny i nie
wyróżniał się niczym szczególnym, ale miał w sobie coś wyjątkowego. Coś, co
dostrzegałem również w Lyn-Z, jednak nie potrafiłem tego określić. –Może ten?
-Tak,
myślę, że jest idealny. Ile płacę? –Oboje podeszliśmy do kasy, a ja po drodze
wyciągnąłem portfel z kieszeni. Jedyne pieniądze jakie się w nim znajdowały to
te od Franka. Obiecałem mu, że opłacę nimi odwyk. Ale kto wie, czy tym odwykiem
nie będzie właśnie ona?
-Chwileczkę,
już sprawdzam. To będzie 25$. Zapakować? Może dodać jakąś wstążeczkę?
-Tak,
poproszę czerwoną. I gdyby mogła pani zawiązać ją na kokardkę pod szyją.
Szybkim
krokiem wyszedłem ze sklepu i zmierzyłem w stronę centrum. Do umówionej godziny
zostało mi zaledwie 30 minut, więc musiałem trochę przyspieszyć tempa.
Schowałem prezent dla Lyn-Z do torby i zacząłem biec, by być choć kilka minut
przed czasem. Coś mi podpowiadało, że to nie był najlepszy pomysł zważając na
fakt, że od kilku lat byłem biernym palaczem i pojemność moich płuc uległa
znacznemu pomniejszeniu.
Desperacko
popatrzyłem na wyświetlacz telefonu. Wg zegarka zostało mi 15 minut. To
niewiele czasu będąc od parku jakieś 2km. Spiąłem w sobie wszystkie mięśnie i pobiegłem
ile sił w nogach.
Na
miejscu byłem 5 minut przed czasem. Na szczęście czarnowłosej jeszcze nie było,
więc wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego, podczas gdy
ktoś zaszedł nie od tylu i zakrył mi oczy.
-Zgadnij,
kto to? –Słodkiego głosu brunetki nie dało się pomylić z nikim innym. Od razu
wiedziałem, do kogo on należy.
Zostawiłem
palącego się papierosa w ustach i położyłem ręce na jej aksamitnych dłoniach.
Powoli obróciłem się przodem do niej. Wyrzuciłem niedopałek na chodnik
zadeptując go butem i objąłem ją delikatnie w pasie. To zadziwiające, jak chudą
wręcz istotą była Lyn-Z. przyciągnąłem ją bliżej siebie i bez dłuższego namysłu
wtuliłem się w jej ciepłe ciało.
-Nawet
nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyszłaś. Przyniosłem ci małą
niespodziankę. –Wyciągnąłem z torby małą Przytulankę z czerwoną kokardką i
podałem jej. Ulżyło mi w duchu, bo prezent chyba przypadł jej do gustu, skoro
się uśmiechnęła.
-Och!
Jest cudowny! Uwielbiam takie misie, strasznie ci dziękuję. –Dziewczyna rzuciła
mi się na szyję i pocałowała mnie w policzek. I znów to uczucie. Ciepło, które
wychodziło z serca i rozchodziło się po całym organizmie.
-Pójdziemy
się przejść? –Zapytałem nagle speszony jej reakcją. –Później możemy pójść do
mnie, jeśli będziesz miała ochotę.
-Z miłą
chęcią. Przy okazji zobaczę gdzie mieszkasz.
Krążyliśmy
po parku chyba 3 godziny. Sam nie wiem kiedy i jak to zleciało. Lyn-Z przez
cały ten czas ściskała w dłoniach Przytulankę, którą w końcu postanowiła nazwać
Bandit (właśnie tak chciałaby nazwać swą córkę, o której zawsze marzyła) a ja
obejmowałem ją ramieniem. Byłem przy niej tak cholernie szczęśliwy.
Po
dzisiejszym spacerze dowiedziałem się o niej jeszcze więcej. Podobno kilka lat
temu jej stosunki z rodziną uległy pogorszeniu i nie utrzymuje kontaktu z
rodzicami. Czasem zadzwoni do młodszej siostry, ponieważ ta dużo dla niej
znaczy i nie chce jej stracić. Poza tym przez kilka miesięcy tułała się po
najdziwniejszych miejscach Ameryki z najdziwniejszymi ludźmi. Codziennie
myślała jak przeżyć każdy kolejny dzień bez żadnego wsparcia ze strony rodziny.
Jej przeszłość raczej nie należała do tych najlepszych. Tak samo jak i moja.
Spojrzałem
w niebo, gdy na twarzy poczułem pierwsze mokre krople deszczu.
-Chyba
zaraz zacznie padać. Nie jest ci zimno? Jesteś strasznie lekko ubrana. –Zdjąłem
z siebie kurtkę i nakazałem swej towarzyszce ją założyć. –Trzymaj. Będzie ci
choć trochę cieplej. W ogóle najlepiej będzie jak pójdziemy teraz do mnie.
-Jeśli
tylko zaoferujesz mi kubek ciepłej kawy, pójdę za tobą choćby i na koniec
świata.
-Hmm…
bardzo mi to odpowiada. Póki co, choć za mną do mojego domu.
Objąłem
ją ramieniem i szliśmy tak sobie w deszczu jakieś 3km. W międzyczasie bardzo
się do siebie zbliżyliśmy. Teraz spokojnie mogłem powiedzieć, że kochałem w
niej dosłownie wszystko. Kochałem jej śmiech, oczy, włosy, charakter. Kochałem
jej ręce, usta i te słodkie, lekkie dołeczki, które tworzyły się na jej twarzy
za każdym razem, gdy tylko się uśmiechała.
Niesamowicie
żałowałem, że czas tak szybko mijał, gdy byłem w jej towarzystwie. Jednak jak
później się okazało, to nie był dla nas problem. Mindlessi postanowili zrobić
sobie na razie przerwę w koncertowaniu, więc na jakieś dwa tygodnie zostali w
Newark. Jednocześnie oznaczało to dla mnie dwa tygodnie spędzone z Lyn-Z.
Rozmowa
o wszystkim i o niczym pochłonęła nas tak bardzo, że jeszcze chwila i
minęlibyśmy dom, do którego zmierzaliśmy.
-To
tutaj. Wnętrze może nie jest najpiękniejsze, ale da się żyć. Mój pokój jest na
dole, w piwnicy a łazienka na górze. Zaraz coś ci poszukam i bierzesz się z
tych mokrych ubrań, a następnie zrobię nam coś ciepłego do picia. Nie mogę
pozwolić, żebyś się rozchorowała. – Podszedłem do niej i obejmując ją w talii
przyciągnąłem do siebie. Chciałem ją pocałować, ale ona mi przeszkodziła,
kładąc swój palec na moich ustach.
-Gdybym
się rozchorowała, nie mogłabym zostać w naszym vanie, bo tam nie ma
odpowiednich warunków i musiałbyś przygarnąć mnie do siebie.
Oboje
wyczuliśmy, że chodzi nam po głowie dokładnie ta sama myśl. Czy nasze
zachowania oznaczały, że Lyn-Z może podzielać moje uczucia do niej? Miałem
wielką nadzieję, że tak właśnie było.
-Idź na
górę do łazienki, zaraz przyniosę ci jakieś ubrania. –Tym razem to ja nie
pozwoliłem jej nic powiedzieć. Z tą różnicą, że ja zamknąłem jej usta swoimi. Z
niechęcią wypuściłem ją ze swych ramion i poszedłem do pokoju w celu
znalezienia odpowiedniej koszulki i spodni. Co prawda ja nosiłem większy
rozmiar, ale chyba nie było zbyt wielkiej różnicy między naszą dwójką.
-Kładę
ci ubrania pod drzwiami. Chcesz kawy?
-Chętnie się napiję. Dzięki,
kotku.
Nowa
sytuacja bardzo mi odpowiadała. Nareszcie od długiego czasu mogłem przyznać, że
w pełni byłem szczęśliwy. Nie pamiętam, by takie same uczucia kiedykolwiek mi
towarzyszyły. Nawet, gdy napisali do mnie pismo z CN, że chcą wyemitować moją
kreskówkę nie byłem tak szczęśliwy jak w tej chwili.
Poszedłem
do kuchni i zagotowałem wodę. Przygotowałem dwa kubki, do których wsypałem tę
samą ilość brązowego proszku. Czekając, aż woda się zagotuje podszedłem do
okna. Zawsze przy nim stałem, gdy robiłem sobie kawę. Tym razem nie działo się
nic ciekawego. Padał rzęsisty deszcz, więc wszyscy mieszkańcy miasta chowali
się w domach. Nawet samochody nie przejeżdżały teraz tak często jak zwykle to
bywało.
Zalałem
kubki wrzątkiem i zamieszałem łyżeczką. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi.
Pomyślałem, że to Lyn-Z właśnie wychodzi z łazienki, więc chwyciłem za uchwyty
i wyszedłem z kuchni. Myliłem się. Mój młodszy brat postanowił właśnie wrócić
ze swoją dziewczyną do domu. Jednak w tym samym momencie po schodach zeszła
Lyn-Z w moich ciuchach i z rozpuszczonymi, mokrymi włosami. Zdziwiła się na ich
widok, nie mniej niż ja.
-Nie wierzę własnym oczom. Czyżby mój brat znalazł sobie dziewczynę?
-Nie wierzę własnym oczom. Czyżby mój brat znalazł sobie dziewczynę?
-Zamknij
się, palancie. Nie jesteśmy razem. Spotkaliśmy się przypadkiem, chwilę
rozmawialiśmy i zaczęło padać, więc zaprosiłem ją do nas. Jeszcze jakieś
pytania, detektywie? Jeśli nie, to zbieraj zabawki i idź do siebie.
Nie
rozumiałem czemu, ale nagle z twarzy brunetki zniknął uśmiech. Przecież nie
powiedziałem nic złego. Jedyne, co nie zgadzało się z prawdą było to, co
powiedziałem o naszym spotkaniu. Ale zrobiłem to, bo w przeciwnym razie Michale
uwziąłby się na naszą dwójkę. Podałem dziewczynie kubek z gorącym napojem i
usiadłem obok niej na łóżku. Emanowało od niej pięknym zapachem kobiecości i
ciepłem.
-Powiedziałem
coś nie tak? –Zapytałem niepewnie. Nie wiedziałem, czy chcę poznać prawdę, ale
musiałem.
-Nie
wiem, czy powiedziałeś tak czy nie tak. Ale sądziłam, że łączy nas coś więcej
niż zwykła znajomość. Szczególnie po tym, jak dużo ci o sobie opowiedziałam.
Jeszcze nikomu tyle nie powiedziałam o mojej przeszłości co tobie.
Przyznaję,
że zupełnie mnie zamurowało. Byliśmy dorosłymi ludźmi, a nasza inteligencja
była na poziomie przedszkolaka. Przynajmniej, jeśli chodziło o mnie. Że też
wcześniej nie zauważyłem, że między nami buduje się poważniejsza więź.
-Przepraszam.
Nie wiedziałem, jak mam wybrnąć z tej sytuacji. Poza tym, nie chciałem decydować
za nas dwojga, nie znając twojej konkretnej decyzji.
-Czyli,
że…
-Jak
najbardziej. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie, bym mógł
dalej bez ciebie żyć. Jestem największym szczęściem, jakie mnie do tej pory
spotkało, rozumiesz?
-Ja… ja też cię kocham, Gee.
Jak
długo musiałem czekać na ten moment w moim życiu. Cierpliwość jednak się
opłaca. Wiem, że Lyn-Z nie zostawi mnie dla pierwszego lepszego, jak zwykły to
robić poprzednie dziwki, z którymi się umawiałem. Tym bardziej ja jej nie
opuszczę. Za dużo dla mnie znaczy, bym mógł to zrobić, a ja pomimo moich
wcześniejszych błędów nie byłem aż takim idiotom.]
Odstawiliśmy
puste kubki na stolik nocny obok łóżka i przytuliliśmy się do siebie, wsłuchani
w dźwięki muzyki dobiegające z głośników. Powoli zacząłem pieścić jej szyję
drobnymi pocałunkami, aż ona zaczęła je odwzajemniać. I znów było tak, jak
wtedy, gdy poznaliśmy się pierwszy raz. Gdy siedzieliśmy w jej pokoju, z
plastikowymi kubkami z kawą. I choć tym razem siedzieliśmy w moim pokoju a
kubki były ceramiczne i puste, to uczucia, które wtedy nam towarzyszyły, nie
zmieniły się ani odrobinę.