-tak długi okres oczekiwania na nowego posta
-za pomyłkę! Ostatnio powinnam opublikować część 6, a opublikowałam cz. 7... Mam nadzieję, że nie zamieszam wam za bardzo, jeśli część 6 będzie po 7? Chyba będziecie wiedzieć, co czytać. W razie problemów - piszcie a zmienię. Dziękuję wszystkim, czyli: mojej wychowawczyni Pani Dorocie Szarek, że mnie wspiera, mojej mamie i mojemu bratu za wszystko, Amandzie za to, że po prostu jest, Agacie, że zawsze mogę z nią porozmawiać i Justynie za to, ze po prostu jest. Dziękuję wam kochani. ;* Życzę miłej lektury. :)
2 miesiące później…
Późnym
wieczorem wróciliśmy z Mikey’im do domu. Mieliśmy kolejną próbę z zespołem,
gdyż za 2 tygodnie mamy grać niewielki koncert razem z The Used. Nie wiem, czy
mam się z tego cieszyć, czy nie. Czas pokaże.
Kiedy
weszliśmy do środka, zastaliśmy bardzo miły, aczkolwiek nieco dziwny widok.
Cieszyłem się, że Lyn-Z i Al tak szybko znalazły ze sobą wspólny język. Bardziej
zaskoczyła mnie reakcja ukochanej, gdy stanąłem w progu drzwi wejściowych.
Postanowiłem udać, że nic nie słyszałem z ich rozmowy, choć trochę się
zdziwiłem. Wysłałem młodszego brata do pokoju, żeby przyniósł jakieś filmy, a
sam poszedłem do kuchni i zagotowałem wodę na kawę.
-Może
napijecie się z nami i razem obejrzymy coś na DVD?
-Nie,
dzięki. Nie chcemy wam przeszkadzać, więc pójdziemy na górę.
Nie
naciskałem i puściłem je wolno. Jeszcze chwilę stałem w futrynie kuchennych
drzwi i ze spokojem obserwowałem dalsze poczynania kobiet. Za wszelką cenę
chciałem dowiedzieć się, o czym one tak spiskują? Żaden męski umysł nie
powinien próbować rozwikłać takiej zagadki, a co dopiero mój. Bez większych
problemów mogłem przyznać, że był on doszczętnie wyniszczony przez nadmierne
ilości spożytych procentów i narkotyków. Myślę, że kawa i sztuka również mają w
tym swój znaczący udział.
-Buu!
-Jezu,
Mikey idioto! Przez ciebie zejdę kiedyś na poważny zawał.
-Kiedy
już zejdziesz na ten swój zawał, mogę zając twój pokój?
-… Nie.
Chwyciłem
kubki z aromatycznym napojem i zmierzyłem do pokoju, gdzie czekał na nas
telewizor i pełno horrorów na DVD. Zmęczony bezwładnie opadłem na miękką
kanapę. Mikey włożyło odtwarzacza pierwszą lepszą płytę i wkrótce dołączył do
mnie. Oboje pochłonęliśmy się historia młodego małżeństwa prześladowanego przez
ducha zamordowanej japonki. Co jakiś czas zerkałem na brata, próbując odnaleźć
w nim jakieś oznaki niepokoju i innych podobnych emocji. Jego również
przyłapałem na potajemnej rozmowie z moją dziewczyną. Te tajemnice jednocześnie
mnie zaskakiwały ale i smuciły. Zupełnie nie wiem, skąd wziąłem ten pomysł, ale
coraz częściej odnosiłem wrażenie, że Lyn-Z chce ode mnie odejść. W duchu
modliłem się, by to nie okazało się prawdą. Bałem się tego jak najgorszej
zarazy czy apokalipsy, bo doskonale wiedziałem, że koniec naszego związku
będzie równoznaczny z moim powrotem do prochów i alkoholu. To brzmi nadzwyczaj
banalnie, ale to właśnie ona przytrzymuje mnie przy życiu z dala od wszelkiego
badziewia, które zatruwa mój umysł i ciało.
-Mikey,
mogę cię o coś zapytać? Tylko nie denerwuj się i nie próbuj zgrywać detektywa.
Pytam z czystej ciekawości – brat popatrzył na mnie, jakbym właśnie wyznał mu,
że jestem kobietą. Ale to zupełnie inna bajka.
-A o co
dokładnie ci chodzi?
-Ostatnio
często widuję was na rozmowach z Lyn-Z i nie wiem, co mam o tym myśleć. Oczywiście
cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie i w ogóle, ale kiedy tylko ja pojawię
się w pobliżu, nagle zmieniacie temat lub w ogóle ucinacie wątek i rozchodzicie
się w różnych kierunkach. Powiesz mi o co chodzi?
-O co
ma chodzić? O nic nie chodzi. Owszem, czasem pogadamy z Lyn-Z na jakieś nasze
wspólne tematy, bo w końcu oboje jesteśmy muzykami, ale nic poza tym. Chwila, Gery. Ty chyba nie myślisz, że ja i Lyn-Z…
-Nie,
to nie to mnie gryzie. Znam cię i doskonale wiem, że nie zrobiłbyś mi takiego
świństwa. Ale coraz częściej nachodzą mnie takie pesymistyczne myśli, że ona
chce ode mnie odejść. Od kilku dni jest jakaś przygnębiona i w ogóle trudno,
żeby miała jakikolwiek kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. A może
usłyszałeś coś, jak Lyn-Z rozmawiała z Al. i mówiła jej coś na ten temat? Może
Alicia sama zwierzała ci się z czegoś?
-Gee,
Lyn-Z cię kocha i na pewno nie będzie chciała od ciebie odejść. Więc odpędź od
siebie te myśli i przestań świrować. Nie, nie słyszałem żadnej ich rozmowy i
Alicia również z niczego mi się nie zwierzała. Logiczne, że wszelkie plotki i
pogaduszki chcą zachować jakby w sekrecie.
-Więc
jak wytłumaczysz mi jej zachowanie?
-Wiesz
dobrze, jakie są kobiety. Nigdy im nie dogodzisz i trudno jest je rozgryźć. A
ty za bardzo dramatyzujesz i dopada cię stres. Wyluzuj trochę, bo zaraz
wymyślisz i zrobisz coś głupiego, czym tylko sobie zaszkodzisz.
Michael
miał zupełną rację. Ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, jakby to wstrętne
cholerstwo nie odstępowała mnie nawet na krok. To koszmarne uczucie, ale co
mogłem poradzić? Za bardzo dramatyzowałem? Bardzo możliwe. Lyn-Z jest da mnie
szalenie ważna i najzwyczajniej w świecie boję się ją stracić. Jest dla mnie
tak ważna, że przez to wszystko chyba zaczynam popadać w lekką paranoję. Musze
się opanować, odpędzić od siebie wszelkie złe domysły na ten temat i zająć
myśli czymś zupełnie innym. Tylko czym? Kiedyś myślałem cały czas. Na każdy
temat. Później świat obrócił się o 180 stopni. A może by tak napisać nową
piosenkę? Tak, to doskonały pomysł. Wstałem z kanapy, założyłem bluzę i
zacząłem iść w stronę schodów, kiedy mój brat zauważył moją próbę zniknięcia.
-Idziesz
gdzieś?
-Mhm.
Chcę napisać nową piosenkę. Coś czuję, że tym razem to może być naprawdę
świetny kawałek.
-Widzę,
że mój starszy braciszek powoli odzyskuje siły i zaczyna wracać do formy.
Powodzenia.
Zgodnie
z pomysłem poszedłem do pokoju i szczelnie zamknąłem drzwi. Podszedłem do
biurka, które jak zwykle było zawalone stertą papieru i innych dziwnych rzeczy.
Odgarnąłem ręką bałagan i usiadłem na krześle. Sięgnąłem po plik kilku czystych
kartek i długopis. Zaczęły się schody. Chcę napisać piosenkę, ale tak na dobry
układ, nie mam na nią żadnego pomysłu. Wstałem z krzesła i podszedłem do
kurtki, z której wyciągnąłem paczkę papierosów. Następnie otworzyłem okno, aby
cały dym mógł zmieszać się z powietrzem. Obserwowałem ruchliwe życie w Newark.
Nagle
jakoś to tak wyszło, że wzięło mnie na wspomnienia. Przypominałem sobie
wszystkie chwile sprzed około 3 miesięcy. Nieudana próba, wizyta Franka i
pomysł z odwykiem. A potem koncert i nowy sens życia. Tak, to był zdecydowanie
mój ulubiony moment w życiu. Na całe szczęście nadal trwa.
Po chwili zwróciłem uwagę, że papieros, który
jeszcze przed chwilą żarzył się między moimi palcami właśnie dogasał.
Wyrzuciłem go gdzieś na zewnątrz i zostawiając otwarte okno wróciłem do mojego
poprzedniego zajęcia.
Siedziałem
w zupełnej ciszy wpatrując się w leżące przede mną białe pole i zastanawiałem
się, jak najlepiej zacząć. Cóż, początki zawsze były dla mnie najtrudniejsze.
Reszta sama pchała mi się na język.
Godziny
mijały a ja miałem już jakieś pół tekstu. Jak się okazało, moja teoria na temat
pisania po raz kolejny się sprawdziła. Za chwilę usłyszałem dźwięk naciskanej
klamki, a następnie otwieranych drzwi.
-Nie
przeszkadzam ci?
-Nie,
kochanie – odparłem i zabrałem się za dalsze pisanie piosenki, nie zwracając
uwagi na to, co w obecnej chwili robi moja miłość.
-Piszesz
nową piosenkę?
-Przynajmniej
próbuję. Na koniec wprowadzę jeszcze kilka poprawek, później dam tekst
Frankowi, żeby napisał do tego muzykę, choć w głowie świta mi już pewien pomysł
i kto wie, może kiedyś znajdzie się na jednej z naszych płyt. Pod warunkiem, że
z tego co kol wiek wyjdzie.
-Na
pewno wyjdzie. Zresztą, świetnie sobie z tym radzisz. –Lyn-Z podeszła bliżej i
rękoma objęła mnie w pasie. –Zaśpiewasz mi kawałek?
-Serio
chcesz posłuchać?
-Tak,
bardzo.
-Więc
dobrze, zaśpiewam ci.
When the lights go out
Will you take me with you?
And carry all this broken bone
Through six years down in crowded rooms
And highways I call home
Is something I can't know till now
Til you pick me off the ground
With brick in hand, your lip gloss smile
Your scraped-up knees and
If you stay
I would even wait all night
Or until my heart explodes
How long?
Until we find our way
In the dark and out of harm
You can runaway with me…
Will you take me with you?
And carry all this broken bone
Through six years down in crowded rooms
And highways I call home
Is something I can't know till now
Til you pick me off the ground
With brick in hand, your lip gloss smile
Your scraped-up knees and
If you stay
I would even wait all night
Or until my heart explodes
How long?
Until we find our way
In the dark and out of harm
You can runaway with me…
-… Anytime you want –
dokończyła.
-Pamiętasz
jeszcze?
-I
nigdy nie zapomnę, kochanie.